sobota, 12 marca 2016

Archetypy graczy w Grze o Tron

  Jakiś czas temu, jeszcze w trakcie mojej krótkiej przygody z 1 edycją karcianej Gry o Tron, spotkałem się z pojęciem archetypu gracza. Te pojęcia nie przenoszą się w żaden wymierny sposób na umiejętności, ale cytując Suna Tzu:
  Jeśli znasz siebie i swego wroga, przetrwasz pomyślnie sto bitew. Jeśli nie poznasz swego wroga, lecz poznasz siebie, jedną bitwę wygrasz, a drugą przegrasz. Jeśli nie znasz ni siebie, ni wroga, każda potyczka będzie dla Ciebie zagrożeniem.
Z poznaniem przeciwnika rożnie bywa. Rozeznanie siebie jest za to na wyciągnięcie ręki.

Psychologiczne mumbo-jumbo


  Kilka lat temu moja firma (jak większość firm programistycznych w tamtym okresie) przechodziła transformacje metodologi pracy - na zwinne metodyki pracy. Napisać, że dało się odczuć pesymizm załogi to jak nic nie napisać. Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że jakiś czas po transformacji wpadła w moje ręce prezentacja dla kierowników, która miała ich przygotować na okres zmiany. Pojawił się tam bardzo ciekawy wykres:
  Obrazuje on ludzkie nastawienie do zmiany, obojętnie jakiej. Ludzie to takie cwane stworzenia, które jak się usadowią w swojej strefie komfortu, to już nie za bardzo chcą stamtąd się ruszyć. Krzywa widoczna na wykresie jest wydajnością pracownika. Natomiast sam pracownik przechodzi przez 4 kolejne fazy: Zaprzeczenie, Opór, Poznanie, Adaptacja. Nie trudno się domyślić, że pierwszym 2 towarzyszą raczej negatywne emocje - dokładnie takie jakie odczuwaliśmy podczas zmiany metodyki pracy. Pomijając wydajność, być może niektórzy z was mogli zaobserwować te etapy na sobie od momentu ogłoszenia informacji o skasowaniu pierwszej edycji GoT. Sam znam kilka osób, które zdecydowanie nie weszły jeszcze w fazę poznania 2ED.
  Najważniejsze w tym przydługawym wstępie jest to, że jeśli jesteśmy świadomi mechanizmów, które nami sterują możemy ich wpływ minimalizować: hackować samych siebie. Dlatego właśnie warto zapoznać się z archetypami graczy. Poznać siebie samego, przestać walczyć ze sobą i przestać czuć, że coś ciągle nie pasuje. Gotowi dowiedzieć się czegoś ciekawego na swój temat?

Ned


  Ned - zdrobnienie od Eddard. Gracz charakteryzujący się tym archetypem dąży do spójności swojego decku z materiałem źródłowym tj. z książką (rzadziej z serialem). Jeśli jakaś postać nie pasuje mu do jego wizji, nie będzie jej grał, nawet jeśli osłabi tym znacząco swój deck. Po co miałby to robić? Ned gra (i buduje decki) głównie dla przyjemności, nie znaczy to, że jest z założenia słabym graczem. Wygrywanie nie jest jego priorytetem - możliwość odtworzenia wydarzeń z ulubionej książki jest. Podczas gry wczuwa się w klimat granej frakcji.
  Najlepszym przykładem będzie zapewne deck Baratheon ze sztandarem Straży, który konserwatywny Ned postanowił zbudować na podstawie wydarzeń z Tańca ze Smokami. Choćby go kołem łamali, nie włoży do decku Roberta B. czy też Waymara Royce'a. Z bardzo prostego powodu - Robert i Wymar nie żyją już od 3 książek wiec nie mogą brać udziału w wydarzeniach opisanych w "Tańcu". Przykład  jest celowo przejaskrawiony, ale nie znaczy to, że każdy Ned będzie równie fanatycznie podążał za książką. Czasem wystarczy, że gracz za żadne skarby nie zrobi decka Stark ze sztandarem Lwa (lub na odwrót) aby być pełnowartościowym Nedem. Czułby się źle grając Jaimiem i Robbem w jednej drużynie. Nie wykluczy jednak decku, który by datował na okres rebelii Roberta przeciwko Aerysowi Targaryenowi. Wtedy Eddard stojący w jednym szeregu z Jaimiem zasiadającym na Żelaznym Tronie nie kłuje go w oczy, ale jest wręcz klimatycznym "smaczkiem", który misternie zaplanował i będzie dążył do wyłożenia na stół.
  Ned ma jeszcze jedną ważną zaletę: nie musi być przywiązany do konkretnego rodu. Będzie grał tym na co złapie zajawkę. Czasem wystarczy jedna karta aby rozbudzić jego kreatywność i pchnać go ku nowemu. Może się zdarzyć, że zafiksuje się na jednej frakcji, zmieni ją jeśli poczuje zew poznania nowego. Pomińmy zatwardziałych Ned-fanabojów, w każdej grze jest ich pełno. Słyszałem o graczu, który do tego stopnia nie lubił Lannisterów ( "Za to co zrobili Branowi"), że w planszowej Grze o Tron atakował tylko ich nie zważając na to jakim rodem gra. Przezabawnie musiały wyglądac jego rozgrywki gdy grał Martellami.
  Moja niechęć do sztandarów (z wyjątkiem Nocna Straż/Stark) czasami sugeruje mi, że być może jest we mnie więcej Neda niż bym sobie sam tego życzył. Jeśli mnie jednak zapytacie kim się czuję odpowiem bez zastanowienia:

Shagga


  Ah, Shagga. Ucieleśnienie radości płynącej z gry. Jeśli kiedykolwiek spotkaliście przeciwnika, który po przegranej śmiał się jak głupi do sera, bo mu "siadło combo" to spotkaliście Shaggę. Jego celem jest, nie tyle wygrać, co wykręcić najbardziej kosmiczne i nieprawdopodobne combo jakie gra widziała. Najlepiej, jeśli sam na nie wpadnie i wypoleruje do stanu wywołującego u przeciwnika efekt W-O-W. Nie jest prawdą, że Shaggdze nie zależy na zwycięstwie. Zwycięstwo traktuje jako ostateczne potwierdzenie swoich umiejętności, a im trudniejszy przeciwnik, tym większą satysfakcję mu sprawia gra. Nie czerpie przyjemności z jednostronnych batalii, które w początkowych rundach ustawi mu np. fartownie trafiona karta fabuły Głowy na Palach (Shagga nigdy by nie zagrał tego plotu na początku gry). Musi czuć, że zwycięstwo było wydarte przeciwnikowi za pomocą kosmicznej kombinacji kart, która najlepiej aby bazowała na kruczkach w zasadach, które zmuszą przeciwnika do sięgnięcia po broszurę z zasadami. On sam zna je wszystkie: najrzadziej używane i najbardziej nielogiczne, musi, inaczej nie osiągnąłby swojego celu czyli zdominowania, nie tyle przeciwnika, co mechaniki gry. Nie raz dostało mu się: "oszust" czy "krętacz", ale są to krzywdzące epitety nie oddające jego prawdziwych zamiarów. Shagga nie oszukuje, jeśli trzeba poprawi przeciwnika na swoją niekorzyść, Shagga gra czysto, ale twardo.
  Coś co niezmiernie irytuje Shaggę to wpływ szczęścia na grę. O ile przeboleje wygranie fartem (wreszcie jest tylko człowiekiem, a wygrana mu osładza tą gorycz) to porażkę odniesioną w takich warunkach mocno przeżywa. Niedosyt i natychmiastowy zew rewanżu wypełniają mu głowę po takiej grze.
  Frakcja nie ma dla Shaggi większego znaczenia - mechanika ma. Zagra wszystkim co uzna za wystarczająco skomplikowane. Łączenie frakcji sztandarami zapewnia mu pole do popisu i nie cofnie się przed najbardziej fikuśnymi kombinacjami jeśli dopatrzy się w nich potencjału. Przeglądając karty z nowych dodatków, być może upatrzy sobie najbardziej niepozorną kartę, powie sobie "coś może z tego być" i zasiądzie do klasera. Shagga nie przepada za prostymi i skutecznymi kombinacjami/kartami (to jest domena następnego archetypu). Zna je na wylot, dostrzega ich siłę, gra na około nich ale nie bazuje na nich. Mogą się pojawić w jego deckach, ale zawsze jako element większego mechanizmu, aniżeli złoty środek na zwycięstwo.
  Warto grywać z Shaggą, zawsze można podpatrzeć coś, co pożyczymy do swojego decka. Nie zapomnijmy po meczu przybić mu piątkę i powiedzieć "fajne combo". Zyskamy sobie wtedy przyjaciela. Jeśli zacznie bełkotać coś o oknach akcji, priorytetach, wyjątkach - dajcie mu się po prostu wygadać kiwając głową.

Jaimie


  Kusi mnie aby podsumować, że Jaimie to gracz, który się po prostu nie pitoli i skończyć ta sekcję, ale tego nie zrobię gdyż pierworodnemu Tywina należy sie głębsza analiza.
  Gracz podpadający pod archetyp Jaimiego gra aby wygrywać. Mechanika gry jest jego orężem, ale nie lubi się przesadnie namachać. Jeśli zobaczy otwarcie na pchnięcie prosto w serce przeciwnika, zrobi to bez zastanowienia - instynktownie. Interesuje go wydajność kart, stosunek kosztu do zysku. Nie gra zbędnymi kartami lub takimi, które uważa za słabe. Chce narzucić swój styl gry przeciwnikowi tak szybko jak to możliwe, zdominować go w każdym aspekcie pojedynku i nie odpuścić aż do wygranej. Przejawiać się to może na rożne sposoby: rush, aggro, kontrola czy swarm. Grunt aby dopiąć swego i nie dopuścić przeciwnika do głosu.
  Jaimie przede wszystkim gra w grę. Nie musi się interesować całą otoczką ani tłem fabularnym. Nie ma ulubionych postaci, frakcji, czy kart. Jeśli jakaś karta, nawet taka, która wygrała mu wiele gier, ustąpi siłą/wydajnością nowej, zostanie natychmiast wymieniona. Deck, którym gra Jaimie ma być optymalny, nastawiony na minimalizowanie wszystkich potencjalnych zagrożeń. Królobójca monitoruje metę (pseudo-obiektywny rozkład sił wszystkich kart i frakcji), śledzi trendy i wybiera frakcję, która ma najmocniejsze karty. Nie ma skrupułów. W pierwszym półroczu od premiery 2ED łatwo było wychwycić Jaimie'ich, bo najpierw grali Baratheonami, potem Targaryenami, teraz powoli kierują się w stronę Lannisterów. Jeśli któraś frakcja dostaje karty, na które nie ma jeszcze skutecznych kontr, wielce prawdopodobne, że zobaczymy ją w jego rękach.
  Podsumowywując Jaimiego, jest to gracz, który wie o co chodzi w Grze o Tron - o zwycięstwo.

Archetypy, a rzeczywistość


  Rzeczywistość nie jest taka prosta, więc raczej nie uda się większości graczy sklasyfikować w konkretnym archetypie. Osobiście uważam, że graczy można podzielić dwojako. Na tych, którzy przez większość czasu mogą zostać scharakteryzowani kombinacją dwóch z wymienionych archetypów (Ned się słabo łączy z Jaimiem). Jak i na tych, którzy budują decki w konkretnym archetypie w zależności od sytuacji/potrzeby/ochoty. Czerpią radość z grania towarzyskiego w grupie zatwardziałych Nedów, ale na turniejach o stawkę przeistaczają się w rozgniatających przeciwników Jaimie'ich.
  Odwołując się do wstępu artykułu - jeżeli będziemy świadomi swoich predyspozycji, poddamy się swojej naturze, to najprawdopodobniej będziemy czerpać najwięcej frajdy z gry. Działa to także  drugą stronę. Świadomi swoich silnych i słabych stron będziemy mogli zaprogramować siebie np. na Jaimiego, aby zbudować deck, który wyciągnie nas ze środka turniejowej tabeli na miejsca medalowe. Pytanie czy granie takim deckiem sprawiać nam będzie frajdę? Nie zapominajmy, że Gra o Tron, niezależnie w jak bardzo turniejowym/rankingowym wydaniu, ma być przyjemnością, możliwością kontaktu z innymi graczami równie zaangażowanymi w grę co my. Jaimie by się pewnie z tym nie zgodził, cóż, nie jestem Jaimiem, nawet w połowie ;)

Posłowie


  Dla wszystkich zainteresowanych dodatkowymi informacjami odnośnie archetypów, podaję źródła, które jeszcze w 2015 roku zmotywowały mnie do głębszego poznania siebie jako gracza Gry o Tron. Od razu informuję, wszystkie są w języku angielskim.
  Na pierwszy ogień idzie seria artykułów First Tilt. Dotyczą one co prawda 1ED ale nadal są aktualne:
  1. Ned
  2. Jaimie
  3. Shagga
  Nie tak dawno temu, Nate French, twórca 2ED, odświeżył archetypy i sam je opisał. Poczytać o tym możecie w tym artykule.
  Na koniec ciekawostka, jeden z użytkowników cardgamedb.com odkopał artykuł, w którym Eric Lang, twórca 1ED, lata temu przedstawił je po raz pierwszy. Te kilkanaście lat zmieniły niektóre z nich nie do poznania.

UPDATE:
Tryb wieloosobowy to całkowicie nie moja broszka i najnowszy artykuł FFG był dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Najwyraźniej istnieją też archetypy graczy trybu wieloosobowego.

UPDATE 2:
No i jest 2 część artykułu o archetypach graczy trybu wieloosobowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz